Dzisiaj nietypowo. Bardzo nietypowo. Bo tym razem nie będzie o filmie. Teraz będzie o koncercie na DVD. I to o nie byle jakim koncercie.
7 grudnia 2001 roku legendarna grupa Slayer dała rewelacyjny koncert w San Francisco. I to zostało zarejestrowane na DVD. I bardzo dobrze. To jeden z najlepszych koncertów jakie widziałem. Powodów jest kilka.
Po pierwsze – rewelacyjny dobór materiału. Mamy tutaj okazję usłyszeć utwory z początku istnienia grupy jak i te z ostatniej (wówczas) płyty. I te stare, i te nowe utwory brzmią równie porywająco. W przeciwieństwie do niektórych kapel dzieła Slayera nie starzeją się wcale, a wcale.
Po drugie – koncert został rewelacyjnie sfilmowany. Kamera pojawia się tam gdzie powinna być. Slayer nie szaleje z super oprawą sceniczną, a jednak tutaj nie można się nudzić. Cały czas dzieje się na scenie coś ciekawego, co wyłapuje kamera. A to ostrą jazdę po riffie gitarzysty, a to mordercze ?pałowanie? perkusisty, czy też wyjącego Toma Arayę. Fani ostrego grania nie mogą się nudzić.
Troszkę w odbiorze całości przeszkadzają krótkie wstawki z rozmowami z fanami. Dekoncentruje to widza i wybudza z transu ? bo w takowy można wpaść oglądając ten rewelacyjny koncert.
Oprócz samego grania mamy na DVD jeszcze godzinny dokument, dzięki któremu możemy się dowiedzieć, dlaczego fani Slayer to największe czuby na świecie. No i jeszcze mamy “milutki” teledysk do utworu z ostatniej płyty. Aha, są jeszcze zdjątka. I gdyby to wszystko było okraszone DTS?em to pewnie fani byliby wniebowzięci. Ale jest “tylko” 5.1 ? i tak brzmi czadowo.
Jeśli jesteś fanem ostrego grania, to tę płytkę po prostu musisz mieć. Jeśli nie znosisz ostrzejszych dźwięków to i tak przy okazji rzuć okiem na ten krążek ? dzięki zbliżeniom na paluszki gitarzystów zobaczysz, że muzyka metalowa, wbrew stereotypom, nie jest taka prosta ? to co gitarzyści wyczyniają przypomina momentami akrobacje?
Ocena końcowa dla fanów łojenia – 9,5. Dla wrażliwszych uszu – 1.0
Moja ocena: 9,5